Studencie masz problem ? Nie lekceważ pani z dziekanatu ...


Zbliżający się czas sesji egzaminacyjnej na Uczelniach zainspirował mnie do napisania tego pseudo ambitnego tekstu. Jego bohaterami będą najmniej doceniane w strukturach a posiadające ogromną moc  - panie z dziekanatu.

Na Uczelni pracowałam 3 lata , na co dzień w dziekanacie* , po odebraniu kolejnego dyplomu także jako wykładowca akademicki. Nie ważne, że była to prywatna Uczelnia, ważne że 3 lata wystarczyły by poznać świat akademicki od kuchni i zrozumieć bardzo wiele rzeczy, których jako studentka pojąć nie mogłam.
I mimo, że byłam bardzo lubiana wśród studentów, to byli też tacy wobec których miła absolutnie nie byłam...

Widzicie, pani w dziekanacie ma ogromną władzę i podejmuje bardzo wiele decyzji pod którymi podpisują się dziekan/prorektor/rektor itp. Lekceważenie właśnie tej pani to wasz największy błąd. Jeżeli uważacie, że w waszym dziekanacie pracują wredne baby to zastanówcie się czy naprawdę uważacie, że są one równie wredna dla swoich szefów ? Wręcz przeciwnie.. dla dziekana itp te panie są najmilsze na świecie.



Wiele rzeczy nie jest takich jak się wydaje...
Nie złożyłeś indeksu w terminie, wielokrotnie ci przypominanym dla właściwego rozliczenia sesji egzaminacyjnej - i co robisz ?
Najczęściej już na początku popełniasz błąd... dzwonisz lub wybierasz się do dziekanatu i w obojętny sposób zadajesz najbardziej irytujące pytanie na świecie - "co teraz?" odpowiedź jaką usłysz nie może być tą, której oczekujesz.. najprawdopodobniej twój rozmówca uświadomi cię, że po pierwsze nie będziesz miał w terminie rozliczonej sesji egzaminacyjnej, po drugie automatycznie nie będziesz miał zaliczonego semestru, po trzecie co wynika z dwóch pierwszych punktów, zostaniesz skreślony z listy studentów. I w tym momencie popełniasz kolejny podyktowany adrenaliną błąd - krzyczysz, "że jak to? przecież wszystkie egzaminy zdane" lub co gorsza "że jak to, przecież płacisz regularnie za szkołę". W końcu po wymianie nie uprzejmości poddajesz się i powtarzasz swoje pierwsze pytanie "co teraz?", wtedy już maksymalnie zirytowana paniusia powie ci , że teoretycznie możesz napisać podanie do władz z Uczelni z prośbą o przyjęcie indeksu po terminie i nie wyciąganie regulaminowych konsekwencji wobec twojej osoby. Chwilowo jesteś spokojny, bo myślisz, co z tego, że ta baba jest wredna, napiszę podanie, opiszę swoją trudną sytuację , że chore dziecko, mama, tata, babcia, dużo pracy itd , na pewno dziekan/prorektor czy kto tam rządzi wyrazi zgodę .
Serio? Na prawdę uważasz, że taki dziekan/prorektor/rektor będzie czytał to twoje oczywiście zbyt długie i zbyt szczegółowe podanie ? I rozważał czy na prawdę masz kłopoty w życiu prywatnym ? No więc być może cię zaskoczę ale, - nie. Prawda jest taka, że decyzję w twojej sprawie podejmie nie nikt inny jak ta wredna baba. Oczywiście podpis pod decyzją będzie władz Uczelni.

A teraz odpowiedź na pytanie - co w takim razie należy zrobić...
Jeżeli wiesz przed terminem, że nie zdążysz złożyć indeksu lub, że jest takie duże prawdopodobieństwo - działaj od razu.. zadzwoń lub napisz maila do dziekanatu i miłym głosem zgłoś swój problem, najlepiej też od razu wystartuj ze swoją łzawą trudną sytuacją, powiedz też, że zrobisz wszystko co w twojej mocy by zdążyć i wypełnić swój studencki obowiązek.
Jeżeli zaś termin wypadł Ci z głowy i już za późno, to najlepiej w te pędy jedź z indeksem do dziekanatu, pamiętaj jednak by trafić we właściwe godziny jego otwarcia. Od przekroczenia progu uśmiechaj się bądź płacz :) i po prostu - poproś o przyjęcie indeksu. Możesz też zadzwonić stojąc pod budynkiem i zapytać czy jeśli urwiesz się z pracy i będziesz za 15 minut to indeks zostanie przyjęty, panie  z dziekanatu lubią gdy studenci w ich ocenie się starają. I gwarantuje ci, że jeśli właśnie w ten sposób spróbujesz rozwiązać swój problem to masz co najmniej 85 % szans na pozytywnie zakończenie.

Edytowane : pisząc kolejny tekst zajrzałam na stronę szkoły na której głównie opieram swoje historie i jestem w lekkim szoku... wiecie jak sobie poradzili ze studentami, którzy oddają indeks po terminie ? - każą im płacić 100 zł. Ciekawe czy w tej sytuacji uśmiech pomoże ? wątpię...

A teraz drugi bardziej skomplikowany problem ...
Nie masz wpisu, egzamin zaliczony ale wpisu w indeksie brak... W tym przypadku Uczelnie stosują różne sposoby na utrudnienie ci rozwiązania tego kłopotu. Jedna ze znanych mi szkół w takiej sytuacji żądała  uiszczenia opłaty za brakujący wpis. Przy takim schemacie postępowania żadne ładne oczy nie wchodzą w grę. Płacisz i masz, nie płacisz, nie masz.
Jeżeli jednak zasady są "normalne", to musisz wiedzieć, że twoja ocena znajduje się w protokole egzaminu, który to wykładowca powinien złożyć w dziekanacie. Oczywiście wykładowcy są jeszcze gorsi niż studenci, i terminy mają za nic. Ale każda sprytna pani z dziekanatu ma swój sposób na to by wyciągnąć te dokumenty. Skoro twoja ocena jest w dziekanacie , a indeks też może być w dziekanacie to .. dokładnie, nic prostszego .. trzeba twoją ocenę przepisać z jednego miejsca do drugiego. By to zrobić zazwyczaj nie obejdzie się bez podania do władz, ale i w tym przypadku pewnie fizycznie tą ocenę wpiszę ci ta wredna baba, bywa że i jej podpis znajdziesz przy ocenie ( na pieczątce), ale nigdy nikt się do tego nie przyzna. Dlatego bycie nie miłym również ci nie pomoże.

To nie jedyny tekst poświęcony temu tematowi.. zamierzam wkrótce napisać ich jeszcze kilka , opisując życie Uczelni od kuchni.

* przez 2 lata byłam jedyną osobą odpowiedzialną za funkcjonowanie dziekanatu

Swoje teksty opieram na własnych doświadczeniach studentki i pracownika dziekanatu oraz na doświadczeniach znanych mi osób.

9 komentarzy:

  1. Bardzo fajny artykuł z przyjemnością będę czytać kolejne, ja miałam na uczelni wścibskie babska oraz pamiętam kolejkę 3 metrową po stypendium <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. często te babska z uczelni są wredne i wścibskie bo właśnie studenci (ogół) mają je w nosie, a pensje w dziekanatach bywają tak niskie że stopień frustracji rośnie do maksimum. Na UW pensja niegdyś wynosiła 1100 zł netto , ja w prywatnej uczelni też mało zarabiałam ale nie aż tak mało... a i tak czułam się że pracuje za grosze bywało że 7 dni w tygodniu. Zapraszam na kolejne teksty :) cieszę się że Ci się podobało.

      Usuń
  2. jak się cieszę, że u mnie obowiązuje tylko elektroniczny indeks!! Bardzo się cieszę!
    Ale fakt im jestem milsza w dziekanacie czy instytucie tym szybciej wszystko załatwię. Nawet jak wpłata nie jest za szkołę jeszcze zaksięgowana to jak się człowiek ładnie uśmiechnie to wszystko da się załatwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na Uw miałam elektroniczny indeks czyli słynny Usos i nie raz byłam bliska płaczu.. bo zgodnie z procedurami tylko wykładowca mógł uzupełnić w nim oceny a zdarzało się że z nie wiadomych powodów tego nie zrobił... Ale temu poświęcę kolejny tekst :) Dokładnie, uśmiech to podstawa :)

      Usuń
  3. Studentką nie jestem już od dawna, ale z chęcią przeczytałam ten wpis:) "Moja" Pani_Z_Dziekanatu z jakichś bliżej mi nie znanych względów bardzo mnie lubiła (co sobie ceniłam i szanowałam) - może przypominałam jej córkę, albo coś... W każdym razie jak trzeba było coś w dziekanacie załatwiać, to grupa z reguły wysyłała mnie:) I żeby nie było wątpliwości - Pani nie była ogólnie miła; Pani była miła dla mnie i jeszcze kilku osób. Co do uśmiechu - to zawsze i wszędzie się przydaje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałaś szczęście :) jak ja studiowałam na pierwszej uczelni gdzie później pracowałam to panie były tak nie miłe że też mnie grupa wysyłała :) ale tylko dlatego że nikt nie chciał mieć z nimi do czynienia .

      Usuń
  4. Wow, fajna praca, chętnie sama bym spróbowała jakbym miała taką możliwość. U mnie na uczelni Panie w dziekanacie są bardzo miłe i komunikatywne chociaż przez telefon sprawiały przeciwne wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z paniami w dziekanacie mam bardzo dobre stosunki i dzięki temu wiem, że zawsze mogę liczyć na pomoc:) Złota zasada według mnie jest taka, że ludzie traktują ciebie tak samo jak ty traktujesz ich. Śmieszą mnie studenci którzy przychodzą do dziekanatu i na wstępie mają nastawienie "ja tu rządzę" a później się dziwią, że nic nie załatwili:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, zgadzam się w 100 %. Mnie denerwowali tacy właśnie studenci, ale i tacy, którzy najpierw zadali mi pytanie uzyskali na nie odpowiedź, po czym w mojej obecności zadawali to samo pytanie prorektorowi ( dziekanowi) . Wielu osobom wydawało się, że moja rola ogranicza się do podania indeksu czy podbicia legitymacji, a te ważne rzeczy jak zasady, procedury, harmonogramy itd to sporządza sam dziekan a może rektor ...

      Usuń

Jeżeli podobał Ci się post, zostaw komentarz. Bardzo lubię je czytać i dają mi motywację do tworzenia kolejnych wpisów.